Planty. Dawno, dawno temu zaczynały się dla mnie w okolicach Filharmonii. Dziś zaczynają się dokładnie z przeciwnej strony. Wygląda na to, że świat się jednak kręci, a jego centrum zdecydowanie jest Rynek. Mój świat, a wraz z nim ja, krążymy po orbicie.
Dziś moje Planty zaczynają się przy ul. Mikołajskiej. Ścieżką rowerową można po nich przejechać jakieś 50 metrów. Później zaczyna się slalom w stronę dworca pomiędzy przechodniami. Jadąc Plantami zaglądam w dochodzące do nich uliczki Świętego Tomasza i Marka. Wydają się jeszcze węższe niż w rzeczywistości. Przed mijaną szkołą podstawową stojaki, a przy nich rowery i hulajnogi. Żałuję, że nie urodziłam się w czasach jeżdżenia do szkoły na hulajnodze.
Co kilkadziesiąt metrów przy głównej alejce Plant znajdują się tablice wmurowane w niewielkie postumenty, upamiętniające fragmenty murów obronnych. Mury rozebrano na początku XIX wieku, ze względu na ich bardzo zły stan techniczny. Rozbiórkę zakończono w 1820 roku, zostawiając jedynie fragmenty. Gdyby nie to, być może dzisiaj mielibyśmy w Krakowie prawdziwe Carcasonne.
Na każdej tablicy wyrzeźbiono basztę lub bramę, która stała w tym miejscu w czasie, gdy mury w pełnej okazałości broniły jeszcze Krakowa. Pod każdą płaskorzeźbą znajduje się opis danej fortyfikacji. Na odcinku między Mikołajską i Szczepańską doliczyłam się Baszty Grzebieniarzy, Przekupniów (Sadelników i Słoniniarzy - mocno zanieczyszczona przez ptactwo), Baszty Prochowej II, Karczmarzy II, Katowskiej, Baszty Ceklarzy i Baszty Łaziebników.
Nieznane mi nazwy cechów zmusiły mnie do poszperania nieco w nazwach dawnych zawodów. I tak: Grzebieniarze jak sama nazwa wskazuje zajmowali się wyrobem i sprzedażą grzebieni. Interes musieli mieć w tym nienajgorszy, skoro dorobili się nawet własnej baszty. Niewątpliwą hossę musieli zanotować, gdy królowa Bona sprowadziła do Krakowa kudłatych Włochów. Sadelnicy zajmowali się wytapianiem sadła. Ceklarze byli gwardią przyboczną burmistrza i zajmowali się utrzymaniem porządku w mieście, pokusiłabym się więc o stwierdzenie, że to pierwowzór straży miejskiej.
Zmierząjąc w stronę Teatru Słowackiego mijam Altanę Muzyczną. W ubiegłych latach w ciepłe wieczory w altanie odbywały się wieczory z tangiem. Nie wiem czy ta atrakcja wpisała się na stałe w letni kalendarz Krakowa, ale chętnie zatańczyłabym tango w takiej scenerii (mimo, że nie umiem go tańczyć). Altana przepięknie otoczona zielenią!
Brama Floriańska w pełnej okazałości. Niewiele się zmieniło od czasów, gdy malował ją Wyspiański. Barbakan też na swoim miejscu.
Sadzawka jeszcze nie napełniona wodą, nad nią pięknie kwitnący krzew. Na wprost, po przejściu przez mostek pomnik pamięci Bohdana Zaleskiego, urodzonego na Ukrainie poety romantycznego, jednego z pierwszych przedstawicieli tej epoki w Polsce. Dziś Zaleski jest znany bardzo niewielu.
Mnogość pomników na Plantach zaskakuje. Nigdy nie miałam czasu, żeby im się przyjrzeć, sprawdzić co upamiętniają. Teraz z przyjemnością zatrzymuję się przy każdym z nich, poświęcając chwilę na zastanowienie. Pomniki mają tu zarówno postaci historyczne, jak i bohaterowie opowieści naszych wieszczów. Pomnik Jadwigi i Władysława Jagiełły postawiony w 1886 roku w 500-lecie zawarcia Unii polsko-litewskiej. A niedaleko pomnik Lilli Wenedy, bohaterki tragedii Juliusza Słowackiego.
Zieleń na Plantach o tej porze roku jest oszałamiająco żywa! Ten wspaniały dąb,
choć na pewno leciwy i widział już wiele wiosen, bezwstydnie zieleni się tak samo jak młodziutka trawka.
Dojeżdżam na Plac Szczepański i tu na razie kończy się mały rowerowy spacer po Plantach. Po spędzeniu około 10 minut próbując zrobić zdjęcie, na którym nie będzie widać wysokiej turystyki z burzą rudych loków zasłaniających cały widok, udaje mi się uchwycić działającą fontannę. Sukces! To tyle na dziś. Ciąg dalszy w swoim czasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz